Kamieniec
Puste miasto, widmowe – tak mówią o Kamieńcu, ci co go widzieli tuż po wojnie. Przed 1941 żyło tu ponad 4 tysiące ludzi, z czego 92 proc. Żydów. Łatwo policzyć, że chrześcijan było mniej niż 400 i tylko oni zostali. Chodzili po wymarłych ulicach. Dzisiaj nie ma tu nawet kirkutu. Na miejscu najstarszego stoi bank.
Panoramiczne zdjęcie Kamieńca z 1939 roku pokazuje wiele szczegółów: dwa długie rzędy żydowskich kramów i bud, reprezentacyjną sklepową zabudowę dookoła, Białą Wieżę na jednym brzegu Leśnej, młyny na drugim, tajemniczą słupiastą konstrukcję w centrum rynku (może to tzw. zerowy kilometr, punkt od którego mierzyło się odległości od Kamieńca?). Na odwrocie fotografii grube krwistoczerwone litery, trochę rozmazane: „Kamieniec Litewski”. Napis jest w jidysz.
W rodzinnych albumach Żydów nie ma. Ale na każdym zdjęciu z ulicy większość przechodniów to starozakonni – przypomina Jerzy Musiewicz, sam rocznik przedwojenny, a poza tym chodzące kompendium wiedzy o miasteczku. W swoim archiwum ma kopię fotografii z obchodów 3-maja w 1935 roku. Tłum na polskim święcie narodowym robią żydowskie dzieci.
W czasach ZSRR serce miasta próbowano przenieść pod komitet KC, gdzie wybudowano „płaszczadkę” na obchody, z pomnikiem Lenina. Ale nawet niezbyt rozgarnięty turysta się na to nie nabierze. Dawny rynek zamieniony jest teraz w rabatkę, otaczają ją jednak najważniejsze dla Kamieńca, historyczne budowle. Punkt centralny to warowna Biała Wieża, zbudowana przez majstra Aleksa w 1276 roku. Ona jedna przetrwała wszystkie wojny i najazdy. Obok, po prawej, dawna synagoga, nazywana główną, dzisiaj zamieniona na dom mieszkalny. Przed wojną w pobliżu stała piękna drewniana synagoga. W latach 40-41 Żydzi, wśród których było wielu komunistów, pozwolili zorganizować w niej sowiecki sąd, a wyroki w owym czasie, jak wiadomo, były szybkie i ostateczne. Naziści bożnicę zdemontowali, a z porządnych bali zbudowali stolarnię. Na prawo od wieży – pamiątka po II RP – gmach gimnazjum, nazywanego do dziś polskim (schodki ułożono z żydowskich macew już za Sowietów). Po przekątnej, na wzniesieniu, cerkiew z początku XX wieku w stylu rosyjskich „murawjewek”, ale postawiona w miejsce starszej.
Prawosławie ma w Kamieńcu bardzo silne tradycje. Pewnie za sprawą założyciela miasteczka, kniazia wołyńskiego Włodzimira Wasylewicza. Kiedy w połowie lat 20 lud Warszawy, uradowany z odzyskania niepodległości, w szale niszczenia carskich symboli zburzył Sobów św. Aleksandra Newskiego, wierni z Kamieńca złożyli się i wykupili ikonostas z warszawskiej świątyni. Mimo perturbacji i przeszkód dotarł on do Kamieńca i można go oglądać w miejscowej cerkwi. Ostatnio odnalazła się także w Brześciu fotograficzna dokumentacja z przenosin ikonostasu.
Dawniej w miasteczku było pięć cerkwi, sześć synagog i trzy kościoły. Do tej pory funkcjonuje kościół św. Piotra i Pawła, choć w latach 40. władze radzieckie zamknęły świątynię i urządziły w niej stołówkę. Parafia wznowiła swoją działalność dopiero w latach 90. Na małych nadbrzeżnych uliczkach jest jeszcze wiele pożydowskich domków, które po likwidacji getta przydzielone zostały katolickim i prawosławnym rodzinom. Na ulicy Piwnienki, nazwanej tak na cześć radzieckiego pułkownika, kierującego wyzwoleniem Kamieńca przez Armię Czerwoną, jest chatka, której szczyt nadal zdobi gwiazda Dawida. Odwiedzający miasteczko Żydzi, potomkowie ocalałych z Holokaustu, rysują jego dawną topografię wraz z nieoficjalnymi nazwami jak np. zaułek żydowskich nożowników, odtwarzają uliczki, które zamykały dwa, utworzone w Kamieńcu getta. Niemcy ogradzali je na raty, wyłudzając od Judenratu złoto. Zgłaszali się po haracz, obiecując wstrzymać stawianie płotu. Mimo gór złota getta jednak ogrodzili, a potem, jesienią 1942 zlikwidowali. Większość kamienieckich Żydów zginęła w Treblince. Poza tymi uratowanymi przez miejscowych chrześcijan, jak Dora Galper, którą wykradło z getta dwóch śmiałków. Jeden dlatego, że się w niej kochał, a drugi, bo lubił ryzyko. Zakochani uciekli do Polski, pobrali się, a potem, jak to w życiu bywa, rozwiedli. Dora wyjechała do Argentyny, gdzie zmarła, a zakochany Gregorij został w Polsce. Gdzie? Nikt nie wie.