Łunna
„Było kiedyś miasteczko zwane Łunną, położone na południowym brzegu Niemna w otoczeniu gęstych lasów. Miejscowość, gdzie mieszkało 300 żydowskich rodzin nie zasłynęła z żadnych geniuszów, ani znanych rabinów lub ich wybitnych uczniów, ani z czegoś co szczególnie zapisałoby się w historii. Jedyne o czym wspominają historyczne dokumenty, to to, że tędy szły wojska Napoleona, maszerując na Rosję. I jeszcze, że Trocki podczas wojny polsko-bolszewickiej zatrzymał się ze sztabem w jednym z tutejszych domów. Ale wszyscy znali Łunnę z powodu dobrych krawców, szewców, zamożnych gospodarzy, ludnych jarmarków, zabaw, a także częstych pożarów. Zwiedzałem moje miasteczko rodzinne w czasie świąt chanukowych i ferii zimowych. Upajałem się nim wędrując i razem z zapachami wchłaniając w siebie jego istotę. Istniało kiedyś malutkie żydowskie miasteczko. Dzisiaj go nie ma. Obróciło się w popiół w czasie Holokaustu” .
Te wspomnienia Izchak Eliaszberg spisał w latach 60 i 70., kiedy mieszkał już w Izraelu. Opublikowała je Ruth Markus na www.shetetlinks.jewishgen.org. Także dziś spacerując uliczkami Łunny trudno pozbyć się wrażenia, że to mały, senny sztetl. Nadal stoją tu pożydowskie domy, wiele z czerwonej cegły, na niektórych zachowały się gwiazdy Dawida. Trzy bożnice, w tym najstarsza z przełomu XVIII i XIX wieku, spłonęły w czasie wojny, zachowała się jedyne rytualna łaźnia. Na obrzeżach miasteczka rozciąga się zadrzewiony plac z najstarszym kirkutem z XVI wieku. Ze skoszonej trawy wystają jeszcze trzy macewy. Góruje nad nimi pomnik „Pabiedy” . W maju urządza się tu uroczystości Dnia Zwycięstwa. Trzysta metrów dalej jest nowszy kirkut. W latach 90 Ruth Markus wraz z amerykańskimi studentami i Leonem Karpowiczen, łunnieńskim historykiem (który przygotowuje monografię miasteczka) ogrodzili i uporządkowali cmentarz, spisali nazwiska z macew.
Łuna – znana z Orzeszkowej ( nieopodal są słynne Bohatyrowicze, upamiętnione w „Nad Niemnem” ), podzielona przez Bonę Sforzę na część królewską i dobra należące do Sapiehów nie była, jakby się wydawało, polskim miasteczkiem. Żydzi pojawili się tu na przełomie XV i XVI wieku i do II wojny byli najliczniejszymi mieszkańcami miasteczka. W latach 20. w Łunnie mieszkało 19 szewców, 16 krawców, działało blisko 40 sklepów, sześć kawiarni, dwie restauracje. We wspomnieniach sąsiadów, Żydzi zapisali się jako gościnni i uczynni, jak np. farbiarz Werbelek, w którego domu na rogatkach Łunnej, wieśniacy, idący do kościoła, zakładali buty i bywali częstowani macą. W 1938 roku Łunna liczyła ponad 2,5 tysiąca mieszkańców. Blisko 1700 była narodowości żydowskiej. Holocaust przeżyło 20.
Tragedię łunnieńskich Żydów opisał Stanisław Silwanowicz w artykule zamieszczonym w „Roczniku Grodzieńskim” z 2008 roku. 2 listopada 1941 w ciągu jednego popołudnia wszyscy Żydzi zostali przesiedleni do getta. Mogli zabrać tylko to co załadowali na wózek. Majątki żydowskie zostały skonfiskowane i wykupione przez miejscowych chrześcijan. Rok później, 1 listopada 1942 roku dokładnie 1549 łunnieńskich Żydów przeniesiono do obozu tranzytowego w Kołbasinie. Potem wieziono ich na zachód. Odetchnęli z ulgą, gdy minęli zakręt na Treblinkę, o której doszły już do Łunnej straszne pogłoski. Nie słyszeli nic o Auschwitz. Od razu z rampy większość trafiła do komór gazowych. 120 osób z transportu przydzielono do ciężkich prac, m.in. w Sonderkommando, zajmującego się przewożeniem zwłok do krematoriów. W Sonderkommando Żydów z Łunny było więcej niż z jakiegokolwiek innego europejskiego miasta. 7 października wszczęli powstanie w Auschwitz. Większość członków Sonderkommando zostało zabitych, wśród nich Załmen Gradecki z Łunny , który spisywał obozowe wydarzenia. Notatki zakopywał w butelkach w pobliżu krematorium. Zostały odkryte po wyzwoleniu obozu.
W ostatnim stuleciu Łunna przeżyła exodus dwa razy. W 1942 znikli Żydzi. W latach 1939 – 56 znikła też większość miejscowych Polaków. Wywieziono ich do łagrów, bądź sami uciekli przed władzą radziecką i kołchozami do Polski lub dalej na Zachód. W niemal każdej rodzinie jest taka historia rozdzielenia i wyrwa w albumie. Niektórzy decydując się na wyjazd często wprost z Syberii, Kazachstanu, Workuty byli świadomi, że już nigdy nie zobaczą rodziny, dzieci i swojej wsi, tak jak Jan Wieżel, który po 50 latach spotkał się ze swoim synem, ale do Łunny bał się wrócić. Pełnych statystyk na temat tego jak wiele osób wyemigrowało po wojnie z Łunny i okolic nie ma.