Wołpa
Resztki kamiennych murów i promieniście rozchodzące się ulice – jakby w centrum nadal był rynek – przypominają świetność dawnej, Wołpy. I jeszcze XVIII-wieczny drewniany kościół, największy na Białorusi, widoczny od wjazdu, skrywający dumę miejscowych katolików – ołtarz z 1634 roku, cudownie ocalony z wojen i pożarów. Kilkaset metrów od kościoła znajduje się ogromny kirkut, zupełnie niewidoczny, zapuszczony, zachwaszczony. Pochowanych jest tu kilka pokoleń Żydów, przez 300 lat obecnych w Wołpie. Wraz z nimi zniknęła drewniana synagoga, jedna z najpiękniejszych w Europie. Po internecie krąży jedynie kilka jej zdjęć, zrobionych w latach 20, przed pracami konserwatorskimi.
Teraz wszystko jest tu inaczej. Wołpa z dużego miasteczka -według carskiego spisu z 1897 roku liczyła 2227 dusz – stała się ulicówką, a mieszkańców ma nie więcej niż tysiąc, a i to raczej w wakacje. Na palcach ręki można policzyć tych, którzy pamiętają przedwojenne czasy: wysokie, dwupiętrowe żydowskie domy w centrum, wąskie przejścia między nimi, bogate witryny. Po pacyfikacji getta w jednym z „jewrejskich” sklepów, na polecenie niemieckiego komisarza, handlowano rzeczami po Żydach, rozstrzelanych i zakopanych w długim rowie na kirkucie. Ludzie wspominają, że ziemia się tam jeszcze trzy dni ruszała. Pamiętają też, jak szybko po wkroczeniu
Sowietów skończyły się pańskie polskie maniery, wieczorki taneczne i kursy haftu. Nie mogli się długo do tych nowych kołchoźnych porządków przyzwyczaić. W latach 50 pustoszały domy katolickich sąsiadów: część wyjechała do Polski, część do Kazachstanu, Workuty, gdzie ich zesłano. Na każdym grupowym zdjęciu wskazują osoby, których już tu nie ma: znikły, wyjechały, zginęły. Niektórzy nie boją się opowiadać o Łarysie Geniusz, białoruskiej wielkiej poetce z pobliskiej wsi Żłobowce, której Związek Radziecki odebrał całą rodzinę. Represjonowana, torturowana nie chciała przyjąć obywatelstwa ZSRR i umarła jako bezpaństwowiec. O Wołpie napisała nostalgiczny wiersz „Biały sen”:
Воўпа. Дамоў ужо няма прывычных,
Цэркаўка-свечка растопла як з воску.
Вораг вайною мястэчка панішчыў,
Пакінуўшы вёску.
Teresa Kudrik, nauczycielka historii prowadzi przyszkolne muzeum w Wołpie. Z zaraźliwym entuzjazmem opowiada dzieciom, że ta zapomniana przez Pana Boga dzisiejsza Wołpa była ulubionym letniskiem królowej Bony, która założyła tu starostwo, że polował tu Stefan Batory, popasał król Władysław IV, nie wspominając o pomniejszych książętach i magnatach: Sapiehach, Holszańskich. Wojny zmieniły ją nie do poznania. Wyrusza z uczniami na naukowe ekspedycje w teren. Przywożą z nich do szkolnego muzeum eksponaty, fotografie i historie o losach tutejszych ludzi. Niedawno w ich ręce trafiły dwa zdjęcia małego żydowskiego chłopca –Judela. Schował je strychu ojciec pana Horbaczewskiego. Judel był jego sąsiadem i przyjacielem, towarzyszem i wspólnikiem wszystkich dziecięcych harców i psot. Nie mógł tych fotografii wrzucić do pieca.