Kolekcja Wiktora Wojtczuka
Wiktor Wojtczuk, pasjonat historii Wołkowyska, prowadzi stronę internetową fotka.volkovysk.by
Wołkowysk ma niesamowitą historię. Zaczyna się na szwedzkiej górze, która skrywa zamek z XIV wieku, a wcześniej było tu grodzisko. Zbieram zdjęcia miasta skąd się da. Nie muszą być oryginalne odbitki, ściągam z Internetu, skanuję od znajomych, rejestruję, żeby nie przepadło. Bardzo dużo materiału jest poza granicami Białorusi, głównie w Polsce i Francji, gdzie wyemigrowało przed albo w 1939 roku polskie ziemiaństwo. Czasami trafiają się odkrycia w samym Wołkowysku. W 2011 roku rozbierano przedwojennym dom, datowany bodaj na 1928 rok, w dawnej kolejarskiej dzielnicy. Na strychu robotnicy znaleźli dwie paczki owinięte w papier, w środku były szklane negatywy: 50 sztuk, ale kilkanaście pobitych. Przynieśli je do znajomego i tak trafiły na moją stronę. Zdjęcia robiła je kobieta. Niestety nie udało nam się ustalić jej nazwiska. Ją samą widać na dwóch fotografiach. Jest autoportret w lustrze i zdjęcie, gdzie siedzi na fotelu z książką. Na jednej fotografii jest biblioteczka. Są w niej głównie polskie książki, stąd można wnioskować, że to polska rodzina.
W rejonie wołkowyskim 30 proc. mieszkańców deklaruje, że jest Polakami. Ja też mam polskie korzenie. Mam pochodzi z Hniezna pod Wołkowyskiem, bardzo starej miejscowości o polskich tradycjach, z rodziny Pieńkowskich. Tato urodził się w Wołkowysku, ale dziadek Wojtczuk przejechał tu w 30. latach z Siedlec. Tam panował głód, było bardzo biednie. Chciał wyemigrować do Brazylii, ale ostatecznie przyjechał do Wołkowyska, o którym mówiło się, że jest postępowy, że są tu bardzo dobrzy gospodarze. Dziadka Wojtczuka za udział w AK aresztowali w 1945 i skazali na 11 lat. Był w Tajszencie i Workucie. W 53 roku życzliwi przyszli do babci i powiedzieli, żeby się spakowała: „Będą was wywozić” – ostrzegli. Babcia spakowana czeka z dnia na dzień, a tu Stalin umiera. Nikt już po nich nie przyszedł, nawet bezpieka świętowała.