Krzysztof i Henryka Lange
Mój dziadek Bolesław Skurczyński urodził się w 1895 roku w Kleszczelch. Ukończył carską szkołę techniczną i pracował na poczcie. Brał udział w walkach o odzyskanie niepodległości Polski w 1918 roku (w stopniu chorążego). Za zasługi w wojnie z bolszewikami otrzymał deputat ziemski na kresach, który sprzedał. Został oddelegowany do pracy w urzędzie pocztowym na dzisiejszej Ukrainie i awansowany do stopnia podporucznika. W 1921r zawarł związek małżeński z Aleksandrą Szyryńską. Urodziło się z niego troje dzieci: Jadwiga (ur. 1923), Kazimierz (ur. 1925), Adela (ur. 1929 – moja mama).
Po napaści Niemiec na Polskę Bolesław Skurczyński nie został zmobilizowany, mieszkał wraz z rodziną i ojcem w Kleszczelach w nowo wybudowanym domu, prowadząc gospodarstwo. Po wejściu armii bolszewickiej koledzy z wojska z okolic Brańska proponowali mu wspólny wyjazd z kraju ze względu na przewidywane represje Sowietów. Bolesław odmówił, nie chciał pozostawić żony i dzieci w tych trudnych czasach. Przewidywania sprawdziły się, miejscowi komuniści zadenuncjowali go. W 1940 roku Bolesława aresztowano i wywieziono do twierdzy Brześć. Żona Aleksandra dwukrotnie jeździła do Brześcia z nadzieją, że otrzyma widzenie z mężem i przekaże paczki żywnościowe. Na widzenie nie było zgody. Przy drugiej wizycie jeden sołdat powiedział jej: „Muż ubył w Kozielsk”. Nikt wtedy nie wiedział co to jest Kozielsk. Bolesława Skurczyńskiego nie ma na ujawnionych po latach listach kaźni oficerów w Kozielsku.
Wrogami komunizmu okazali się też pozostali członkowie rodziny, w tym dzieci. 17 czerwca 1941r (cztery dni przed wybuchem wojny niemiecko – bolszewickiej) enkawudziści podstawili pod dom furmankę i dali babci Aleksandrze dwie godziny na spakowanie się, Potem zawieziono rodzinę na stację PKP w Kleszczelach, załadowano do bydlęcych wagonów i wywieziono na Syberię. Podróż koleją trwała bardzo długo, na koniec kilka dni płynęli jeszcze statkiem parowym. Miejscem zsyłki okazał się Szpałzawod (tartak produkujący podkłady kolejowe i drewniane materiały budowlane) koło Narymu w obłasti Tomsk. Skurczyńscy zostali zakwaterowani do przeludnionych i zawszonych barków, razem z rdzennymi mieszkańcami dorzecza Obu (obóz znajdował się pomiędzy dwoma jej odnogami). Aleksandra, Jadwiga i Kazimierz dostali nakaz pracy w tartaku za głodowe racje chleba. Pracowali po 12 godzin przez 7 dni w tygodniu (rąbali drzewo do kotłów parowych statków, układali w sztable asortyment drewniany). Od pierwszych dni zsyłki Aleksandra była namawiana przez Sowietów do zmiany narodowości polskiej na białoruską lub ukraińską w zamian za dodatkowe racje chleba i lżejszą pracę. Babcia nigdy nie zmieniła narodowości i zaklinała dzieci, by tego nie robiły, gdyż zamkną sobie drogę powrotu do Ojczyzny. Niedożywiona, wycieńczona pracą i kilkudziesięciostopniowymi mrozami, po długiej i ciężkiej chorobie, bez opieki lekarskiej, w kwietniu 1943 roku umiera babcia Aleksandra (jest pochowana w miejscu zsyłki). Dzieci pozostają same na nieludzkiej ziemi.
Na wieść o tworzeniu I Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki przez Generała Berlinga Kazimierz zaciąga się do polskiej armii. Dostaje przydział do artylerii. Wraz z innymi Polakami przechodzi cały szlak bojowy i wraca do kraju. Jadwiga i Adela pozostają w gułagu. Jadwiga musi sama wyżywić siebie i siostrę z jednego przydziału chleba. Od 1953 w wyniku „łaskawej amnestii” Sowietów i działań Rządu Polskiego zaczyna się repatriacja Polaków z Syberii. Jesienią 1945 roku Jadwiga i Adela podpisują deklarację zachowania w tajemnicy tego co przeszły i zostają przewiezione do „kołchozu” na Ukrainie. Pracowały przy zbiorze ziemniaków, co dawało szansę na przeżycia zimy. Dziesięć wiaderek zbierały za darmo dla kołchozu, a jedenaste dla siebie. Były szczęśliwe – miały kopczyk kartofli na zimę. Z Ukrainy pozwolono wyjechać im do Polski. W pociągu Jadwiga zachorowała, prawdopodobnie na tyfus. Pomogła jej nieznajoma Polka, wracająca tym samym transportem. Na jednym z postojów dała Adeli własną chustkę, kazała wziąć to co ma jeszcze wartościowego, sporządziła listę potrzebnych produktów i poleciła iść do oddalonej o kilka kilometrów wioski, aby wymienić posiadane rzeczy na produkty zapisane na liście. Na szczęście transport nie odjechał, a sporządzona mikstura wyleczyła Jadwigę. W marcu 1946 roku dotarły do Kleszczel. Na miejscu zastały spalony dom, stodołę i budynki gospodarcze. Dzięki bezinteresownej pomocy rodzin kleszczelowskich, a przede wszystkim wujostwa Antoniego i Marii Szyryńskich mogły rozpocząć nowe życie.
Po zakończeniu wojny rodzina poprzez Polski Czerwony Krzyż poszukiwała ojca, lecz bez rezultatów. Bolesława Skurczyńskiego nie ma na żadnej z list pomordowanych w obozach sowieckich na terenie ZSRR. Nazwisko nie figuruje również na listach białoruskich, częściowo ujawnionych w 2012 roku przez Republikę Białoruś. W rozmowie z prokuratorem Białostockiego IPN w lutym 2013 roku, który na moją prośbę jeszcze raz sprawdził listy białoruskie, uzyskałem informację, „że jeszcze brakuje około 8 000 nazwisk osób zaginionych na terenie ZSRR w tym okresie”. Przekazane listy białoruskie nie są jeszcze pełne.
Zdaniem mojej mamy Adeli szczęśliwe ocalenie, zawdzięcza temu, że rodzeństwo mimo sowieckich pokus nie zmieniło narodowości i opiece Matki Boskiej Częstochowskiej (jej obrazek towarzyszył rodzinie w trakcie całego okresu deportacji), która okryła swym matczynym płaszczem trójkę osieroconych dzieci i nie pozwoliła na ich zatracenie.
Wspomnienia spisane zostały na podstawie zapamiętanych relacji Kazimierza, Jadwigi, Adeli Skurczyńskich i rodzeństwa Lange. Są próbą przekazania dla potomnych tragicznych losów naszej rodziny z okresu II Wojny Światowej. Dalszą część historii każdy sam w przyszłości dopisze.
wspomnienia spisał Krzysztof Lange
Kleszczele, marzec 2013 r.