Maria Klimowicz
Jest tu, na naszych terenach taka piękna tradycja robienia albumów w ramkach za szkłem. Rodziło się dziecko, zdjęcie oseska babcia wsadzała za szybkę w najważniejszym miejscu domu, w gościnnym nad stołem, albo w kuchni. Było wesele zdjęcie za szkło. Tak tworzył się specyficzny album. Na wierzchu zdjęcia najświeższe, a pod spodem kolejne warstwy – starsze. W każdym domu w okolicy jest taki album.
Znalazłam też u siebie taką ramkę pękającą od zdjęć. Była w spiżarni, zarzucona gdzieś na górną półkę, zakurzona. Wyniosłam na trawę, odgięłam gwoździki i zaczęłam oglądać, coraz dalej zapadając się w przeszłość. Niektórych rozpoznałam: sąsiadów Romańczuków, dobrowodzką piękność Olgę Artyszuk, kolejne pokolenia rodziny Smyków, tutejszą kawalerkę nad rzeczka w Dobrowodzie, gdzie kiedyś był mostek spotkań. W latach 60 przyjeżdżał tu na Simsonku Grzegorz Sidoruk, fotograf amator, pochodzący z Dobrowody, który pstrykał zdjęcia we wsi. Do atelier fotografa Jerzego Kostko, chodziło się na poważniejsze sesje, po zdjęcia do dokumentów itd. Żałuję, że nazwisk i imion wielu osób z albumu, nawet z rodziny już nie pamiętam.
Kiedyś widziałam u jednego z mieszkańców Kleszczel archiwum, pozostawione w spadku przez byłego dyrektora szkoły, historyka pasjonata, pana Ziemiańskiego. To była cała wanna wypełniona dokumentami, fotografiami, niektóre były naprawdę stare, pewnie jeszcze XIX- wieczne. Nie wiem, gdzie teraz to archiwum jest, ale szkoda by było gdyby przepadło. Przechowałam u siebie świadectwo jednej uczennic z żydowskiej szkoły. Dlaczego? To świadectwo, nie tylko szkolne. Tak mało wiemy o Żydach, którzy przed wojną stanowili największą grupę mieszkańców Kleszczel.