Wysokie Litewskie
Pałac, klasztor i 5 synagog
Trudno nie zacząć tekstu o Wysokim Litewskim od apelu. To ostatnie chwile, by uratować zabytki miasteczka, które mogłoby być jednym z najurokliwszych miejsc na polsko-białoruskim pograniczu. W jego historii przewijają się największe polskie rody szlacheckie.
A leży zaledwie 10 km od przejścia granicznego w Połowcach. Centrum zajmuje piękne założenie pałacowo-parkowe. Jego początki to dzieło Sapiehów. Paweł Jan Sapieha, wielki hetman litewski w 1647 roku odkupił majątek od rodu Woynów. Wybudował tu zamek obronny z fosą i bastionami. Po rozwodzie Franciszka Sapiehy z Pelagią Potocką, ziemie przeszły w ręce Potockich. Na początku XIX wieku Pelagia Potocka rozpoczęła budowę klasycystycznego dworku, który zachował się do dziś. Jej wnuczka Maria Potocka, bardzo ciepło wspominana przez miejscowych jako znakomita zarządczyni, zajęła się parkiem. W 1895 roku sprowadziła do Wysokiego słynnego ogrodnika Waleriana Kronenberga. Dzięki jego staraniom powstał jeden z najpiękniejszych parków pałacowych w przedwojennej Polsce. Świetność tę widać w niektórych zakątkach do dziś.
Pałac za płotem
Dzisiaj pałac przesłania budynek sanatorium dla dzieci, wzniesiony w iście sowieckim stylu. To oczywiście zmierzony zabieg i bardzo psuje krajobraz. Pałac, który w czasach ZSRR wykorzystywany był jako siedziba pograniczników, a potem szkoła, ocalał, tak samo jak otaczające go budynki gospodarcze, ale wszystkie obiekty są w ruinie. Dyrektor sanatorium mówił nam, że w pałacu zachowały się elementy dawnego wystroju: posadzki, piece, sztukaterie, szerokie, ozdobne drewniane schody, choć są w opłakanym stanie. Z zewnątrz widać piękną oryginalną stolarkę okienną i odrapany fronton na czterech kolumnach. Ale żeby cokolwiek więcej zobaczyć trzeba się wspiąć na ponad dwumetrowy płot, który ogradza pałac. W 2013 roku zabytek kupili biznesmeni z branży farmaceutycznej z Mińska. Miał tam powstać luksusowy hotel (właściciele zlecili nawet lokalnemu krajoznawcy zebranie pamiątek i opracowanie historii majątku), ale zła sytuacja na białoruskim rynku zatrzymała inwestycję w punkcie zerowym. Warunkiem kupna obiektu, postawionym przez białoruskie władze, był remont. Nie został wypełniony. Prawdopodobnie pałac powróci więc do skarbu państwa. Mieszkańcy Wysokiego mają coraz mniej nadziei, że obiekt odzyska chociaż część dawnej świetności. A ma ogromny potencjał.
Podziemny tunel
Miejscowy przekaz głosi, że pałac jest połączony podziemnym przejściem („tak dużym, że można go pokonać konno”) z pobliskim klasztorem oo. bonifratrów, wybudowanym w 1785 roku, według projektu Jana Samuela Beckera, nadwornego architekta Sapiehów. Centralną część kompleksu zajmował kościół, w dwóch długich parterowych skrzydłach mieściły się cele mnichów i szpital na 20 łóżek. Klasztor, podobnie jak pozostałe zabytki Wysokiego też „się sypie”, choć jeszcze stoi. Za czasów ZSRR zrobiono w nim kołchozowy magazyn. Kilka lat temu został wystawiony na sprzedaż. Byli zainteresowani kupcy z różnych stron Europy, także z Polski, ale przepisy prawne na Białorusi nie zachęcają do tego typu inwestycji. Ostatecznie klasztor kupił miejscowy biznesmen. Stara się na miarę swoich możliwości ochronić kompleks przed dalszą dewastacją, ale wydaje się to przegraną walką. Potrzebny jest tu potężny kapitał. Zadaszył wprawdzie najbardziej zniszczoną część, odgruzował kilka pomieszczeń i piwnic, znajdując tam sprzęty z różnych epok i wojen (hełmy, broń, zegarki, naczynia, żołnierskie medaliki). W okresie I i II wojny mieścił się tu wojskowy lazaret. Znalezione pamiątki gromadzi w jednym z pomieszczeń i ma nadzieję, że za kilka lat otworzy w klasztorze regionalne muzeum Wysokiego. Do zakonników należał spory kawałek ziemi, przylegający do klasztoru. Bonifratrzy uważani byli za znakomitych ogrodników i zielarzy. Jeszcze do niedawna okoliczni mieszkańcy mieli ogrody w miejscu dawnych klasztornych upraw. Opowiadali nam, że kiedyś wystarczyło wbić szpadel w ziemie i wykopywało się monety, często bardzo rzadkie, nawet rzymskie. Niektórzy się na tym wzbogacili. Mnisi zniknęli z klasztoru w przeddzień wejścia na te ziemie Sowietów, jesienią 1939 roku.
– Jakby się zapadli się pod ziemię – mówi obecny właściciel obiektu. – I to tylko potwierdza legendę o poziemnym tunelu.
5 synagog
Gdyby istniał musiałby przechodzić pod parkiem otaczającym pałac. Przy stawie zachowała się najstarsza w całym kompleksie brama wjazdowa do nieistniejącego już zamku, ozdobiona herbem Sapiehów. Dzięki wspólnemu polsko-białoruskiem unijnemu projektowi realizowanemu przez Wysokie i Hajnówkę, kilka lat temu część parku została uporządkowana, a ogrodzenie odnowione. Jest to teraz miejsce spacerów i pikników w plenerze.
Za zamkową bramą usytuowane jest boisko sportowe. Idąc w stronę miasteczka, i przechodząc kładką nad rzeczką Pulwą (która kiedyś była dużą rzeką, co widać na zachowanych zdjęciach) trafia się na ruiny synagogi z połowy XVII wieku. Najbardziej zadziwiające jest to, że są to ruiny całkiem świeże. Jeszcze w latach 60 świątynia była w dobrej kondycji. Jak to było w zwyczaju Sowietów przerobiono ją na obiekt sportowy (podobnie jak XVII wieczny kościół katolicki, w którym jeszcze w latach 70/80 grywano w siatkówkę). W zbiorach Jerzego Matusewicza z pobliskiego Kamieńca Litewskiego znaleźć można fotografie z treningów i zawodów, które odbywały się w synagodze.
Wysokie było typowym kresowym sztetlem. Centrum zamieszkiwali Żydzi (do dziś można znaleźć wmurowane w ściany cegły tworzące gwiazdę Dawida). W międzywojniu działało tu 5 bożnic (najstarsza, z początku XVII wieku jest dziś własnością prywatną i mieści się w niej pracownia kowalska). Na wzgórzu w miasteczku można znaleźć resztki macew z dawnego kirkutu. W Wysokim obywały się słynne tragi koni i bydła, na które ściągli okoliczni gospodarze. Położenie na trasie Białystok – Brześć sprzyjało rozwojowi handlu.
Podczas wojny na prawym brzegu Pulwy powstało getto. Jak mówi nasza przewodniczka Elena Wasiluk z kilkutysięcznej społeczności Żydów Wysokiego po wojnie powróciło do miasteczka dwóch: Chaim Pinczuk i Szloma Kantorowicz.
Wierzchowice i Amelianiec z świętą gruszą
Także cała okolica Wysokiego to miejsca wyjątkowe dla polskiej historii. Kilka kilometrów od miasteczka leży Wołczyn, gdzie urodził się i został pochowany Stanisław August Poniatowski. My jednak udaliśmy się w stronę Puszczy Białowieskiej, do Wierzchowic należących do rodu Rothów. Po cisowym dworze, który stał tu jeszcze w latach 70. nie ma już śladu. Resztki dworskich zabudowań zostały w Kopyłach. Stoi tam oficyna, w której znajdują się mieszkania komunalne, zagrzybiała i waląca się. Ale, jak mówią miejscowi, jeszcze w 2010 roku była tu piękna koniuszarnia, młyn i spichrze.
Losy wielu ludzi przed wojną związane były z dworem. Jednak okoliczne wsie to odrębny żywioł, by nie powiedzieć świat. Dzieliły się na „polskie” i „ruskie”, w zależności od tego, jakie wyznanie w nich przeważało. Dzisiaj większość ich mieszkańców to prawosławni, choć nie wszyscy uważają się za Białorusinów. W pobliżu wsi Amelianiec znajduje się miejsce lokalnego kultu – Święta Gruszka. To drzewo, przy którym mała dziewczynka miała widzenie. Pokazała jej się Matka Boska. Powstała tam kapliczka, o którą miejscowi toczyli boje z komunistyczną władzą. Gruszka była wyrąbywana, ale za każdym razem odrastała. Dzisiaj odprawiane są tam letnie nabożeństwa. W samym Ameliańcu trwa jeszcze remont cerkwi, przeniesionej tu w 1935 roku z Jabłecznej (dzisiaj po polskiej stronie) w miejsce starszej, zniszczonej przez pożar. W cerkwi odnaleziono niedawno dokumenty parafialne datowane od 1853 roku. Są w dyspozycji batiuszki z Kamieńca.
Granica między Polską a ZSRR ustanowiona została ostatecznie w 1946 roku. W rejonie Wysokiego podzieliła rodziny, a nawet wioski. Część Opaki znalazła się po stronie polskiej część po radzieckiej. Są dwie Bobinki pod dwóch stronach granicy, ale ta na Białorusi całkowicie już opustoszała. Mieszkańcy wspominają, że w pierwszych latach po wojnie można było jeszcze przekraczać granicę bez większych konsekwencji, przekupując wartowników flaszką wódki.
Zasieki i zaorany pas pojawił się dopiero w 1948 roku.