Zabłoć, Kunieje i okolice Lidy
Zabłoć i Kunieje. Polskie krańce Białorusi
Zabłoć i Kunieje to miasteczko i położona 8 kilometrów dalej wieś. Znajdują się w rejonie werenowskim na północy grodzieńszczyzny, który zdecydowanie różni się od reszty kraju.
Leży u styku granic Litwy i Białorusi i zawsze mieszały się tu różne wpływy. Najbardziej chyba daje się to odczuć na katolickim cmentarzu w Zabłociu, gdzie obok mogił żołnierzy polskiego podziemia, ozdobionych biało-czerwonymi symbolami, stoją nagrobki z napisami w cyrylicy, lub z litewska brzmiącymi nazwiskami. Zdarza się, że na kwaterze, gdzie pochowani są członkowie tej samej rodziny, jedne nazwiska napisane są łacinką, a drugie grażdanką.
Specjalna zona
Od granicy z Litwą dzieli Kunieje i Zabłoć zaledwie kilka kilometrów. W latach 1991-2008 działała tu specjalna strefa przygraniczna. Każdy, kto chciał tu wjechać, musiał zawczasu dostać pozwolenie i przepustkę wydawaną przez białoruskie Wojska Pograniczne. Przestrzegania tego trybu pilnowały patrole graniczne, co z kolei sprawiało wrażenie wewnętrznej granicy i wyraźnie izolowało ten region od reszty Białorusi. Miało to istotny wpływ na losy mieszkańców, gdyż żyli poniekąd w zamkniętej zonie. Z tego powodu rejon ten wydaje się zacofany, nawet w stosunku do reszty Białorusi. Ale z drugiej strony przetrwały tu obyczaje i tradycje, które zaniknęły gdzie indziej.
Obecny rząd RB, zainteresowany rozwojem turystyki, znacznie zawęził strefę przygraniczną oraz uprościł zasady wjazdu do niej. Teraz przyjazd do Zabłocia i Kunieji już nie wymaga jakichś szczególnych zabiegów. Ale jedyni turyści jacy tu przyjeżdżają to Polacy, odwiedzający rodziny i groby bliskich.
Werenowo i okolice jest jednym z dwóch rejonów Białorusi, gdzie większość stanowią Polacy. Według oficjalnego spisu ludności jest ich tu ponad 80 proc. I w Zabłociu i w Kuniejach Polacy są większością.
Opuszczone Kunieje Piotra Kuźmicza
Wieś Kunieje nie może się poszczycić jakąś szczególną historią. Choć osobiście jest ona bardzo ważna dla naszego przewodnika – Piotra Kuźmicza, który pieczołowicie zbiera pamiątki po swojej rodzinie i mieszkańcach wsi i rejonu. Ugościł nas w przepięknym drewniany domu, który w latach 20. wybudował jego ojciec, a który – podobnie jak większość domów w Kuniejach – stoi teraz niezamieszkany. Wieś sprawia wrażenie opuszczonej. Tak jak wiele innych miejscowości mijanych pod drodze. Pan Piotr opowiadał nam, gdzie, kto kiedyś mieszkał, gdzie stał dwór, gdzie były mogiły „leśnych”. Jest pasjonatem historii i bodaj najlepiej poinformowaną osobą w temacie wojennych i powojennych działań żołnierzy podziemia niepodległościowego na tych terenach. Z rodzinnego domu wyniósł świetną znajomość języka polskiego, aktywnie uczestniczy w życiu miejscowych Polaków, pisze wiersze. W latach 50 starał się jak wielu okolicznych mieszkańców o repatriację do Polski, ale dostał odmowną odpowiedź. Zachowały się u niego bardzo ciekawe dokumenty dotyczące procedur repatriacji. Ma też całą teczkę materiałów o kołchozie, gdzie pracował jak większość mieszkańców. Jego największą pasją jest jednak zbieranie wspomnień i pamiątek o żołnierzach wyklętych. Często oprowadza „wycieczki”, przyjeżdżające z Polski, by odwiedzić groby poległych żołnierzy. Był kilkakrotnie w Polsce, ale jak sam pisze:
„Choć po uszy żyję w błocie
Nie pożegnać mi Zabłocie.
Bom z tą ziemią ciałem, duszą
I do końca trwać tu muszę.”
Zabłoć
Losy Zabłocia, gdzie na co dzień mieszka pan Piotr są inne. Utrzymały się przy życiu i nie wyludniły dzięki kołchozowi, który powstał tu jeszcze w czasach sowieckich (trwa do dziś) i zapewniał ludziom pracę.
Mimo, że przetrwanie zawdzięcza kołchozowi, historia miejscowości jest naprawdę imponująca. Pierwsza wzmianka o niej pochodzi z 1385 roku. Ziemia ta należała kolejno do Czyżewiczów, Glińskich, Sapiehów, Tyszkiewiczów, Narbutów.
Miasteczko szczyci się kościołem Św. Trójcy. Pierwsza świątynia katolicka jeszcze drewniana została ufundowana przez Wojciecha Narbutta. W ten sposób Zabłoć stała się centrum parafii i co za tym idzie najważniejszym miasteczkiem w okolicy. Budowę kościoła murowanego rozpoczęto w 1803 roku. Ufundował go hrabia Ludwik Tyszkiewicz. Po rozbiorach Zabłocie znalazło się w Imperium Rosyjskim. W trakcie powstania styczniowego działał tu oddział Ludwika Narbutta, który pochodził z położonej około 20 kilometrów od Zabłocia wsi Szawry.
Polskie podziemie w rejonie werenowskim
Przywiązanie do Polski mieszkańcy okazywali także w trakcie wojny polsko-bolszewickiej. Szereg ochotników z Zabłocia i okolicy przyłączyło się do oddziału partyzanckiego rotmistrza Władysława Dąmbrowskiego, by później w szeregach 13 pułku ułanów wileńskich bądź 76 Lidzkiego pułku strzelców walczyć z bolszewikami. W okresie międzywojennym Zabłocie stało się centrum gminy. Kolejną próbą była II wojna światowa. Z raportów sowieckich organów władzy wynika, że w trakcie okupacji na terenie rejonu werenowskiego nie działały żadne sowieckie oddziały partyzanckie, gdyż był on kontrolowany przez Armię Krajową. Polskie podziemie miało tu poparcie większości. Działały tu oddziały dowodzone przez kapitana Jana Borysewicza ps. Krysia, oraz kapitana Stanisława Truszkowskiego ps. Sztremer. W trakcie okupacji niemieckiej byli oni niezwykle popularni i lubiani przez miejscowych Polaków.
Wejście latem 1944 roku na te tereny Armii Czerwonej ropoczęło nowy rozdział walki. Teren był nasycony oddziałami wojska i NKWD i odbywały się obławy. W jednej z nich 21 stycznia 1945 roku zginął kapitan Jan Borysewicz. Jego ciało rozebrane do kalesonów było obwożone przez Sowietów po okolicznych wsiach. Miało to zademonstrować bezsens oporu i pokazać, co czeka przeciwników władzy radzieckiej. Ciała pomordowanych żołnierzy leżały przez jakiś czas na placu w miejscowości Wiewiórka. Pan Piotr opowiada, że nie lada bohaterstwem było ich pochowanie.
„Trudny teren”
Opór zbrojny na tych terenach trwał do połowy lat 50. Po pacyfikacji resztek walczących oddziałów władza sowiecka przystąpiła do przymusowej kolektywizacji, co dla wielu zwykłych ludzi było prawdziwą katastrofą. Chłop zabłocki z właściciela stał się najemnym robotnikiem. Nie mógł opuścić swego miejsca zamieszkania gdyż nie miał paszportu (zaczęły być wydawane dopiero w latach 70.) Panowało tu wyraźne antyradzieckie nastawienie. Niekiedy wręcz ostentacyjnie demonstrowane. Prawie nikt tu nie wywieszał czerwonych flag w trakcie świąt państwowych. Niemal na każdym domu natomiast był katolicki krzyż (na wielu jest do dziś). Przez cały okres ZSRR, rejon ten był uważany za „trudny teren” dla sowieckich agitatorów. Próbowano ludzi „zmiękczyć” uderzając w kościół, większość mieszkańców była bowiem praktykującymi katolikami. Proboszcz z Kościóła św. Trójcy został aresztowany przez NKWD i zginął w łagrach. Mimo, że nie było kapłana, świątyni nie zamknięto, a Polacy z Zabłocia nie pozwolili go zrujnować. Co niedziele zbierali się w nim wierni, by wspólnie się modlić.
Zapomniane miasteczka
Niepodległa Białoruś szczególnej uwagi na te tereny nie zwracała. W pamięci mieszkańców okres ten wiąże się z wprowadzeniem strefy granicznej i pojawieniem się granicy białorusko-litewskiej, która oddzieliła od ziemi werenowskiej Wilno. A Wilno było zawsze bliższe i ważniejsze dla tutejszych mieszkańców niż Mińsk. Dziś Zabłocie jest jednym z zapomnianych miasteczek, gdzie dominują ludzie starsi. Młodzież wyjeżdża w poszukiwaniu pracy do miast. Teraźniejszość jest więc tu szara i depresyjna, a w przysżłość większośc ludzi patrzy z pesymizmem, gdyż okolica jest pełna wymarłych i opuszczonych wsi, choć z piękną polską historią.