Jerzy Kostko

Fotograf Kleszczel – można powiedzieć i nie ma w tym przesady. Historia fotografii startuje w 1839 roku, upowszechnia się pod koniec XIX stulecia, a Kostko, w malutkim miasteczku na rubieżach Rzeczypospolitej zaczyna fotografować już w latach 20. Nie przestaje także w okresie okupacji niemieckiej. Ostatnie odbitki pochodzą z lat 70. Kostko był skrupulatnym rzemieślnikiem, zdjcięcia są ostemplowane pieczęcią zakładu, opisane datami. Przez prawe 60 lat dokumentował życie mieszkańców Kleszczel. Jego fotografie znaleźć można w niemal każdym domu w okolicy. Nie miał tu konkurencji. Prowadził atelier przy ulicy Kolejowej, tam też mieszkał. Dom zachował się, choć w opłakanym stanie. Po śmierci Kostki zamieszkiwały go różne rodziny. Sąsiedzi widzieli worki klisz wyrzucane do  śmie ci i potłuczone szklane negatywy wdeptywane w ziemię.

To w zasadzie niewiarygodne, że po prawie 40 latach od śmierci fotografa w drewnianym domu, na strychu, w trocinach odnaleźliśmy część jego łatwopalnego archiwum. Wśród odkopanych zdjęć są też fotografie przedwojenne, choć przeważają te późniejsze. Najwięcej zachowało się portretów robionych do dokumentów. Dla oszczędności twarze przypadkowo zestawione są po cztery na kliszy. Są też obrazki okolicznościowe: nowonarodzone dzieci, pary, koledzy z rowerami, żołnierze na przepustce, kulig.

– Taki był miejscowy zwyczaj, że w czasie ważniejszych świat po wyjściu z cerkwi, w ładniejszym ubraniu i w butach, które zakładałyśmy na rogatkach mama prowadziła nas do Kostki – opowiadała Tamara Jawdosiuk z Dobrowody. – Fotografował najczęściej przed swoim domem. Do ręki dawał gałązkę brzozy, listek, kwiatek, mężczyznom kazał stać na baczność, „ruki po szwam”.
W atelier miał tło z antycznymi kolumienkami, po którym łatwo go rozpoznać. Lubił też robić portrety w plenerze przed swoim domem. Rzadko wyruszał w teren, cenił się. Choć zachowały się u ludzi odbitki ze świąt strażackich, grupowe zdjęcia szkolne, oficjalne uroczystości, fotografie rodziny przed domem. Mało jest natomiast obrazów z życia miasteczka. Nie był typem podglądacza. Nie specjalizował się też w fotografowaniu pejzaży i architektury.

O samym Kostku niewiele wiadomo. Nigdy się nie ożenił. Był zatwardziałym starym kawalerem (choć miłośnikiem kobiet) i umarł bezpotomnie. Pochodził z kolejarskiej rodziny. Jego dziadek był ponoć za czasów Imperium Rosyjskiego dyrektorem stacji w Kleszczelach, po nim karierę na kolei robili synowie. Kostko mówił czystym rosyjskim, co dość dziwne w miasteczku, gdzie przeważa język ukraiński. Z tego co mówią Kleszczelowcy to dlatego, że  jego matka była Rosjanką. Kostko miał opinię oryginała  i gaduły. Sam wyznania prawosławnego utrzymywał kontakty z księdzem katolickim, dobrze żył z kleszczelowskimi Żydami. Lubił techniczne nowinki: pierwszy w Kleszczelach miał rower, a potem pierwszy motocykl, inwestował w nowy sprzęt fotograficzny, w jego domu znalazł się jeden z pierwszych w miasteczku radioodbiorników.  Miał trzy pasje: fotografie, myślistwo i kobiety.