Artsiom Tkaczuk
Niektóre zdjęcia z wioski, a w zasadzie kolonii Nowosadowa w rejonie oszmiańskim pochodzą z lat 60. Widać na nich jeszcze dom, gdzie urodził się Władysław Dagil, dziadek mojej żony, której rodzinną historię chciałem poznać przy okazji tego projektu. Stad pochodzi cała jego rodzina.
Władysław Dagil rozmawiał „po prostemu”, czyli po białorusku. Jego żona Lucyna tylko po polsku. Ale dogadywali się przez całe życie. W aktach urodzenia oboje są zapisani jako Białorusini. Oboje pracowali w kołchozie. Problem językowy pojawił się, kiedy do kołchozu przysłano nowego „predsiedatela” – kierownika. Ten mówił z kolei tylko po rosyjsku i był bardzo niezadowolony, kiedy Lucyna zwracała się do niego po polsku. Ale ona była uparta i specjalnie mówiła jak najbardziej wyszukaną polszczyzną. I tak się niedogadywali.
Niedaleko domu Daiglów w Nowosadowej, pod starym wielkim dębem urządzano rodzinne majówki. Bywało bardzo wesoło. Potem dzieci wyjechały do miast, rodzice pomarli, dom się rozsypał. I tylko od czasu do czasu rodzina zjeżdżała się na pikniki pod dębem. Dzisiaj po kolonii nie ma prawie śladu. Stoi tylko dąb.