3 stycznia 1881 roku, Grodno, zakład J. Sadowskiego, podpisane po rosyjsku: „na pamiątkę drogiej koleżance”. Fotografia z kolekcji Alesia Gostiewa z Grodna.

Julia Katarzynska

Byłam w Grodnie na uroczystościach Dnia Zwycięstwa. W pierwszym szeregu stała mała babuszka, suchutka, drobniutka, obwieszona medalami. Podeszłam do niej. Od słowa do słowa okazało się, że ta starsza pani to Alena Iwanowa, słynna dziewczyna z liliami ze zdjęcia, które po zakończeniu II wojny światowej znalazło się na pierwszych stronach wszystkich sowieckich gazet i do dziś jest popularne w krajach byłego ZSRR.

Opowiedziała mi, że jako 17-letnia dziewczyna w czerwcu 1941 roku uciekła ze szkoły w Woroneżu i wstąpiła do Armii Czerwonej. Służyła w 317 pułku artylerii. Przez pół roku pisała do rodziny we wsi listy, w których okłamywała matkę, że ciągle się uczy, dostaje dobre stopnie, podczas gdy naprawdę zakładała na froncie druty jako telegrafistka. Rodzice dowiedzieli się o tym, że walczy na froncie od obcych ludzi. Koniec wojny zastał ją w szpitalu. Była poważnie ranna. Wybuchła obok niej bomba, zasypało ją ziemią. Cudem odnalazła ją koleżanka z armii. Alena przeszła kilka operacji, usunęli jej narządy rodne. W maju 1945 roku wracała z innymi sołdatami pociągiem do domu i płakała ze szczęścia. Wyznaczyli więc ją do wygłoszenia powitalnej przemowy. Zachwyciła Galinę Sańko, korespondentkę moskiewskich gazet, która na drugi dzień znalazła ją w rodzinnej Wozniesówce koło Woroneża i zrobiła jej słynne zdjęcie z liliami.

Alena nie wspomina wojny jako makabry. Chyba przeważa duma, że przyczyniła się do wyzwolenia kraju. Po wojnie frontowa znajoma zaprosiła ją do Grodna. Spodobało jej się tutaj. W 1946 roku zaczęła pracować jako nauczycielka w szkole średniej nr 8 w Grodnie. Wyszła za maż, uczyła rosyjskiego w dalekich republikach ZSRR, długo była w Tadżykistanie. Na starość wróciła do Grodna.

To w ogóle bardzo pozytywna osoba, ciągle aktywna choć już trochę słabo słyszy. Zaprosiła mnie na spacer grodzieńskimi zaułkami, opowiadała jak tu kiedyś było. Nagle zaczęła płakać: „Ty taka młoda, taka ładna. Mogłabym mieć wnuczkę w twoim wieku”. Odkąd mąż umarł jest bardzo samotna. Ma taki rytuał, codziennie wychodzi karmić gołębie na plac w centrum Grodna. Przychodzę tam czasami się z nią spotkać, porozmawiać. Gołębie ją rozpoznają. Jak tylko się pojawia, zbiegają się, okrążają ją, wskakują na buty.